Gdy pomyślę o tym, że dzisiejszy dzień pracy jest ostatnim przed dwutygodniowym urlopem wypoczynkowym, który miałem zaplanowany od przeszło pół roku, to mam ochotę zamknąć się w toalecie i wyć do księżyca. Gdybym nie musiał brać tego urlopu to naprawdę bym tego nie robił, jednak w zatrudniającej mnie firmie istnieje przymus wybrania wszystkich przysługujących w ciągu roku dni wolnych od pracy. Chcąc, nie chcąc, od przyszłego poniedziałku będę siedział w domu z nosem smętnie utkwionym w telewizorze i zastanawiał się co ciekawego dzieje się u mnie w biurze, nad czym obecnie pracują poszczególne zespoły marketingowe i czy na pewno radzą sobie dobrze.
Pracuję jako kierownik ds. produktu Łódź, a swoją pracę po prostu uwielbiam. Nie wyobrażam sobie bez niej życia, tak samo jak nie wyobrażam sobie egzystencji bez coca-coli. Codziennie rano wstaję z uśmiechem na ustach, bo wiem, że za kilkadziesiąt minut znajdę się w miejscu, w którym czuję się jak ryba w wodzie. Pracy poświęcam się w 120%, dlatego nic dziwnego, że kierownikiem produktowym zostałem już po pół roku pracy w zespole marketingowym. Dyrektor dość szybko zauważył moje predyspozycje i talent i awansował mnie na kierownika, wyrzucając tego poprzedniego. Wyrzuty sumienia miałem może przez dzień lub dwa, natomiast później już się tylko cieszyłem. W pracy zazwyczaj zostaję po godzinach, nawet jeśli nie są one dodatkowo płatne. Nie narzekam na swoją pensję, bo i tak jest ona bardzo wysoka. Dyrektor robi wszystko, żeby zatrzymać mnie w firmie – w końcu takiego zaangażowanego pracownika jak ja się nie wyrzuca!